piątek, 4 grudnia 2015

W wielorazowej krainie - pierwsze wrażenia

Zacznę od tego, że żadnym tam eko freakiem nie jestem, ale i los naszej planety nie jest mi do końca obojętny. Nie przykuwam się do drzew, nie uczestniczę w eko manifestacjach i nie hoduję eko marchewki na balkonie, ale zdrowie moje i mojej rodziny leży mi na sercu i od pewnego czasu staram się ograniczać ilość szkodliwej chemii wokół nas. I właśnie ta chemia spowodowała chęć ograniczenia ilości używanych pieluch jednorazowych. Poza tym mając oddzielny kosz na zużyte pieluszki, widziałam ile tego tałatajstwa każdego dnia trafia na śmietnik...

Pieluszek wielorazowych używamy od dwóch-trzech tygodni, tzn. używa ich moja córka, ja obsługuję przed i po takim użyciu ;) Stosujemy system mieszany, tzn. jednorazówki na noc i na wyjścia, a w domu stosuję głównie wielorazówki.

Na własne zdanie na ten temat jest jeszcze za wcześnie, niech opadnie entuzjazm związany z nowością sytuacji, ale mogę się podzielić pierwszymi wrażeniami póki są jeszcze świeże.

Po pierwsze to jest naprawdę łatwiejsze niż się spodziewałam. Pieluszki wielorazowe naprawdę obsługuje się przy przewijaniu równie łatwo, jak jednorazówkę. Zdejmuję brudną, wyciągam wkład i obie części wrzucam do wiaderka. Biorę ze stosiku gotową pieluszkę z wkładem i zakładam na dziecięcą pupę. Ot cała filozofia....

Po drugie, to naprawdę wciąga. Tyle jest ślicznych pieluszek.... Mamy już całkiem pokaźną kolekcję, dwie kolejne są w drodze :) Na razie skupiłam się na pieluszkach-kieszonkach, jakoś wydają mi się najwygodniejsze. Mam jeden otulacz, pewnie z czasem i tych kilka przybędzie, ale na razie mnie ta forma nie porwała.

Jeśli chodzi o małego użytkownika, to nie zauważyłam, żeby to dziecku jakoś specjalnie zrobiło różnicę. Zresztą te pieluszki są takie milutkie i mięciutkie w środku, więc wydaje mi się, że jest jej bardziej komfortowo niż w "papierowej" jednorazówce. A i przy zmianie pieluchy mam wrażenie, że skóra nie jest wilgotna. Zresztą jak się dotknie zużytej pieluchy, to mam wrażenie, że od strony dziecka pielucha jest po prostu sucha, choć wkład przemoczony.

Kolejna kwestią, która nieodłącznie wiąże się z wielorazówkami, to przechowywanie i pranie brudnych pieluch. Wiaderko na pieluszki stoi przy przewijaku w naszej sypialni i nic z niego nie czuć, a nie jest jakieś specjalnie pancerne. Do wiaderka wkrapiam kilka (5-8) kropli olejku z drzewa herbacianego. Działa super! Zapaskudzone pieluszki zapieram lekko na bieżąco i namaczam w misce z zimną wodą, tak czekają na pranie. Moje dziecko łaskawie mocniej brudzi pieluszki tylko w dni prania, nie było potrzeby długiego przetrzymywania takiego ładunku. I tak zazwyczaj mam w ten sam sposób zamoczone ubranka z plamami po jedzeniu, więc i w tej kwestii nic specjalnie nowego się nie dzieje. Piorę pieluchy co drugi wieczór razem z rzeczami dziecka. Najpierw wrzucam pieluchy, nastawiam wstępne płukanie, po nim dorzucam ubranka i pozostałe dziecięce pranie i nastawiam właściwe pranie. Częstotliwość prania nie wzrosła, bo i tak pełnej pralki dziecięcych rzeczy nie miałam, teraz jest trochę pełniejsza. Oszczędzam za to na detergencie, bo pieluszki pierze się w połowie zalecanej ilości środka piorącego ;) O wiem! Jedyne co, to do prania muszę dodać łyżkę środka odkażającego, który jest jednocześnie odplamiaczem. Tym sposobem, mimo mniejszej ilości płynu i niskiej temperatury prania, wszystko i tak się dopiera.

Żeby nie było tak różowo, to dorzucę parę różnic, które mogą być interpretowane na niekorzyść tej metody pieluchowania. Choć dla mnie nie jest to żadnym zaskoczeniem, spodziewałam się tego i byłam tego świadoma decydując się na pieluchy wielorazowe.

Po pierwsze muszę trochę częściej przewijać dziecko, tak mniej więcej co 2-3 godziny. Ja używam pojedynczych wkładów, a każdy wkład ma swoją chłonność i cudów nie będzie. Nie ma tu super absorbującego polimerowego żelu (czy czymkolwiek jest to coś, co wiąże wilgoć w "pampersach"). Nie ma co się oszukiwać, wielorazówkom ciężko dorównać pod względem chłonności pieluchom jednorazowym. Z tym, że ta chłonność jednorazówek jest nienaturalna, a przecież chodzi o to, żeby kontakt z tą cudowną "chemią" ograniczyć...

Po drugie nagle dziecko "wyrosło" mi z części ubranek. Tak, pielucha kieszonka jest większa od zwykłego pampka, a co za tym idzie w tych bodziakach, które dotąd było na styk, nie mieści się. W ruch poszły zatem ubranka w kolejnym rozmiarze. Znalazłam jeszcze inne wyjście - specjalne przedłużki do body. Gadzinka należy do dzieci długich i chudych, więc w większe ubranka są na nią zwyczajnie za duże. To niby nie problem, ale rękawy można podwinąć, ale body z zakładkami mają nagle mega dekolt, co już nie jest fajne. Kupiłam przedłużki, mniejsze body mogą wrócić do użycia. Po problemie :) Ze spodenkami nie jest już tak łatwo, trzeba po prostu użyć większych/szerszych.

Efektu "dużej pupy" w wielorazówkach nie chce mi się nawet komentować...

No i wreszcie koszty. Za darmo to te pieluszki nie są, no chyba, że ktoś ma stosik po poprzednim dziecku lub odziedziczy po innym. To tylko się cieszyć. Wszyscy inni chętni do stosowania wielorazówek muszą je nabyć najczęściej drogą kupna ;) Jest wiele wariantów, wiele typów pieluszek i wkładów, skupię się na kieszonkach, bo tę wersję stosuję (na razie...). Nowa pieluszka kosztuje od 20 do ok. 100 zł. Ja mam te tańsze i na razie jestem z nich zadowolona. Na czym polega różnica między takimi jak moje od tych "markowych" nie wiem (jak się dowiem, to opowiem). Na pewno jest jakaś różnica w jakości wykonania, ale skoro te moje spełniają swoją rolę, to nie widzę sensu płacenia więcej. Nie da się jednoznacznie powiedzieć ile pieluszek potrzeba, to indywidualna kwestia. Liczba pieluch zużywana jednego dnia x liczba dni między praniami + noc i ok. pół dnia na wyschnięcie prania i robi się niezła kwota... Do tego kilka gadżetów, które może niezbędne nie są, ale ułatwiają sprawę i warto je mieć - zamykane wiaderko, dodatkowe wkłady, naturalny olejek eteryczny, jednorazowe bibułki w razie kupki, woreczek na pieluszki na wyjście, dodatek odkażający do prania... Nie będę się zatem upierać, że jest to opcja dużo tańsza od pieluchowania jednorazowego. Choć na pewno można minimalizować koszty.

W internecie jest wiele wyliczeń  porównujących koszty pieluchowania jedno- i wielorazowego, ale są one dla mnie dość mało wiarygodne. Ciężko jest to tak obiektywnie wyliczyć. Jak się chce, to można korzystać z tańszych jednorazówek i polować na promocje, a można też używać drogich pieluszek wielorazowych w wersji lux. Myślę, że dla każdego koszty będą różne. Niewątpliwie przy wielorazówkach koszty na start są większe, bo jednorazówki dokupujemy stopniowo i wydatki rozkładają się w czasie.

Jest kilka sposobów, aby ograniczyć koszty używania pieluszek wielorazowych, ale o tym zrobię chyba oddzielny wpis...

Czy warto było zmieniać pieluszki na wielorazowe?

Ja uważam, że warto. Wprawdzie Gadzinka nie miała jakichś specjalnych tendencji do odparzeń, ale mam wrażenie, że jej pupcia wygląda "zdrowiej" - nie ma zaczerwienień, nie znajduję już na skórze żelowych kuleczek, które "uciekły" z pieluchy. Mam poczucie, że robię to dla jej dobra. A i ilość śmieci wynoszonych z domu jakoś tak nagle zmalała...

czwartek, 3 grudnia 2015

W wielorazowej krainie - początek

Pomysł używania pieluszek wielorazowych miałam jeszcze w ciąży, ale jakoś zdecydować się było ciężko. Przy kompletowaniu wyprawki wciąż były jakieś pilniejsze wydatki i zakupy. Mąż od razu odrzucił ten pomysł, a jak nieśmiało głośno myślałam przy znajomych, to się lekko w czoło pukali.

Argumenty, że to takie ekologiczne, choć niewątpliwie bezsprzeczne, jakoś do końca mnie nie przekonały by uprzeć się przy swoim. A i z ekonomicznością tego rozwiązania mam mieszane uczucia. Jak się dobrze kombinuje, to jednorazówki, nawet te dobre, można całkiem tanio kupić. Mieszkam w wielkim mieście i w którą bym stronę nie poszła na spacer, to zawsze jest jakiś super-hipermarket, co to swoją promocję na pieluchy ma. A przecież wielorazówek też za darmo nie rozdają...

Urodziła się Gadzinka i jakoś w codzienności tak nam się zadomowiły pieluszki jednorazowe, że porzuciłam myśl o wielorazówkach.

Do czasu, jak się okazało :)

Gadzinka (mająca już pół roku) zaczęła się lekko odparzać, a mimo ogólnych problemów ze skórą, w rejonach pieluszkowych zawsze było ok, a tu taki klops. To zapewne wina zbliżających się pierwszych zębów. Mocz jest wtedy inny, ponoć bardziej "żrący", a że w jednorazówkach cała tablica Mendelejewa, to taka mieszanka spowodowała problemy. Przy okazji pewnego miłego spotkania (ale o tym za czas jakiś) znów zawitał temat pieluszek wielorazowych. Pomyślałam - spróbuję.

Temat miałam już ogarnięty, wiedziałam co i jak. Nie chce mi się pisać o rodzajach wielorazówek, bo takich wpisów jest pierdyliard w sieci, a ja nic nowego w tej kwestii do powiedzenia nie mam. Będzie za to praktycznie!

Na próbę kupiłam kilka pieluszek-kieszonek, kilka różnych wkładów i jeden otulacz. Zdecydowałam się na tańsze wersje - polska firma, szyte w Chinach (o tym też jeszcze będzie). Nie wiedziałam, czy wielorazówki się u nas przyjmą, więc nie inwestowałam w "markowe" pieluchy. Kiedy przyszła pierwsza paczka, cieszyłam się jak dziecko i, po uprzednim wypraniu nowych pieluszek, przystąpiłam do testów. Po kilku użyciach już wiedziałam, że to jest to!

c.d.n.

środa, 2 grudnia 2015

Ciąg dalszy następuje

Jakoś ciężko było mi zmobilizować się, żeby usiąść i coś napisać.. a to brak czasu, a to zmęczenie...

Wciąż biję się z myślami czy chcę i czy warto.

CHCĘ!
a czy warto, to okaże się za jakiś czas...

Więc wróciłam i będę pisać regularnie. Tylko nie wiem z jaką częstotliwością się uda ;)

Po co?

  • żeby uporządkować myśli, 
  • zobaczyć jak się sprawy zmieniają po czasie,
  • na pamiątkę 
  • a może nawet ktoś to kiedyś zacznie czytać i może nawet czegoś "mądrego" się tu doczyta...

poniedziałek, 7 września 2015

Na początek

Kilkanaście tygodni temu moje życie znacznie się zmieniło. Zostałam mamą. Po wstępnym ogarnięciu się w nowym temacie zaczęła we mnie kiełkować myśl o utworzeniu bloga. I nadszedł dzień, w którym myśl przerodziła się w działanie i oto jest - mój nowy blog.

O czym będę pisać?

Trochę o tym i o owym. Będzie o tym, co zwyczajne i proste - o codzienności, o rodzicielstwie i przygotowaniu do niego, o zdrowym trybie życia i o wszystkim tym, co przyjdzie mi na myśl...

Nie uważam się za osobę wyjątkową, nie jestem alfą i omegą, nie zamierzam nikomu narzucać własnego zdania. Chcę uwiecznić dla siebie, uporządkować pewne informację i upublicznić własne przemyślenia na tematy, które dotyczą wielu. Będę pisać o tym, o czym sama szukałam informacji będąc w ciąży i o czym szukam ich nadal będąc już mamą. Może i komuś się to przyda...

Zapraszam