Pomysł używania pieluszek wielorazowych miałam jeszcze w ciąży, ale jakoś zdecydować się było ciężko. Przy kompletowaniu wyprawki wciąż były jakieś pilniejsze wydatki i zakupy. Mąż od razu odrzucił ten pomysł, a jak nieśmiało głośno myślałam przy znajomych, to się lekko w czoło pukali.
Argumenty, że to takie ekologiczne, choć niewątpliwie bezsprzeczne, jakoś do końca mnie nie przekonały by uprzeć się przy swoim. A i z ekonomicznością tego rozwiązania mam mieszane uczucia. Jak się dobrze kombinuje, to jednorazówki, nawet te dobre, można całkiem tanio kupić. Mieszkam w wielkim mieście i w którą bym stronę nie poszła na spacer, to zawsze jest jakiś super-hipermarket, co to swoją promocję na pieluchy ma. A przecież wielorazówek też za darmo nie rozdają...
Urodziła się Gadzinka i jakoś w codzienności tak nam się zadomowiły pieluszki jednorazowe, że porzuciłam myśl o wielorazówkach.
Do czasu, jak się okazało :)
Gadzinka (mająca już pół roku) zaczęła się lekko odparzać, a mimo ogólnych problemów ze skórą, w rejonach pieluszkowych zawsze było ok, a tu taki klops. To zapewne wina zbliżających się pierwszych zębów. Mocz jest wtedy inny, ponoć bardziej "żrący", a że w jednorazówkach cała tablica Mendelejewa, to taka mieszanka spowodowała problemy. Przy okazji pewnego miłego spotkania (ale o tym za czas jakiś) znów zawitał temat pieluszek wielorazowych. Pomyślałam - spróbuję.
Temat miałam już ogarnięty, wiedziałam co i jak. Nie chce mi się pisać o rodzajach wielorazówek, bo takich wpisów jest pierdyliard w sieci, a ja nic nowego w tej kwestii do powiedzenia nie mam. Będzie za to praktycznie!
Na próbę kupiłam kilka pieluszek-kieszonek, kilka różnych wkładów i jeden otulacz. Zdecydowałam się na tańsze wersje - polska firma, szyte w Chinach (o tym też jeszcze będzie). Nie wiedziałam, czy wielorazówki się u nas przyjmą, więc nie inwestowałam w "markowe" pieluchy. Kiedy przyszła pierwsza paczka, cieszyłam się jak dziecko i, po uprzednim wypraniu nowych pieluszek, przystąpiłam do testów. Po kilku użyciach już wiedziałam, że to jest to!
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz